Po raz kolejny Gdynia gościła największe żaglowce świata. I ja tam byłem, wprawdzie tym razem nie w trakcie samej parady, a tylko na nabrzeżu, ale i tak było to przeżycie miłe dla oka.
Zapraszam do lektury!
Właściwym pretekstem, by odwiedzić Gdynię, była informacja o Święcie Wojska Polskiego, które jak wiadomo wypada 15 sierpnia. W tym roku z tej okazji błysnął ktoś w sztabie Marynarki Wojennej. Udostępniono do zwiedzania cywilom okręt podwodny w czynnej służbie. Zdarzyło mi się już być na pokładzie okrętu podwodnego i było to jedno z niezapomnianych przeżyć. W związku z długim weekendem okręt został udostępniony we wszystkie jego dni. Uznałem, że właściwym dniem będzie niedziela. Zwiedzanie rozpoczynało się o 9.00. Pomimo że przybyłem na miejsce już o 8:30, przy nabrzeżu, gdzie był zacumowany "Kondor" stała już długa kolejka. Byłem ponad 50-ty! Jednorazowo pod pokład wpuszczano 10 osób. Niestety, zwiedzającym nie pozwolono na robienie żadnych zdjęć, a szkoda. Dane mi za to było popatrzeć przez peryskop i kolejny raz byłem zdumiony, jak jasny i wyraźny jest obraz w profesjonalnej optyce. Co tu kryć, wnętrze okrętu podwodnego to ciasnota i... bardzo wysoka temperatura, rzadko kiedy spadająca poniżej 45 °C. Do tego niezwykłe warunki pracy, jedna koja współdzielona z dwoma innymi ludźmi, brak możliwości fizycznej izolacji itd. itp. To jedne z powodów, dla których załogi się tak mocno zżywają ze sobą. Co tu kryć, po obejrzeniu przynajmniej jednego obrazu pełnometrażowego poświęconego życiu załogi na takim okręcie, warto chociaż przez krótki moment poczuć, jak to jest być na pokładzie wielkiej metalowej podwodnej rury.
A tak na marginesie, ORP "Kondor" w tym roku skończy 50 lat od zwodowania, co czyni go najstarszym okrętem we flocie RP. Wychodzi na to, że tym razem zajrzałem w zęby darowanemu koniowi. Produkcji RFN, przeznaczony dla Norwegii, obecnie pływający pod polską banderą. Z ciekawostek, pod pokładem zostało jeszcze sporo tabliczek / etykiet w języku Wikingów.
